Dodane przez Bartłomiej Obecny
II nagroda w ogolnopolskim konkursie literackim ”Lowca Polskiego” w roku 1994
.. Któż z nas tych lat nie
wspomni, gdy młode pacholę
ze strzelbą na ramieniu
świszcząc szedł przez pole…
Adam Mickiewicz – ”Pan Tadeusz”
Wybiegam myślą jeszcze dalej i dalej – aż do ”tych łąk zielonych szeroko rozciągnionych” nad błękitny-mi wodami mojego jeziora.
Jest ciepło, przytulnie i bezpiecznie. Atmosfera jest jakaś szczególna, prawie – świąteczna. Rodzice krzątają się w kuchni. Muszę iść wcześniej spać, jutro – polowanie!
Jestem już duży, ale czy przeskoczę ten rów w drodze do jeziora? Niedawno jeszcze musiałem zostawać w samochodzie i czekać na ojca, niecierpliwie dowiadując się, jak tam było.
Wieczorem przygotowywaliśmy z ojcem strzelbę i naboje. Wyobraźnia pracuje. Przed oczami przesuwają się obrazy łąk, trzcin i słyszę dźwięczny głos dzikich gęsi. Niepostrzeżenie zasypiam i już dzwoni budzik. Jemy szybko śniadanie, słyszę pykanie starej Dekawki i czuję charakterystyczny zapach spalin. Niebo jest pełne gwiazd i nie ma wiatru. Kiedy dojeżdżamy nad jezioro jest jeszcze zupełnie ciemno. Gęsi, te mądre ptaki, nocują na jeziorze i o brzasku lecą na żer na oziminy. Niejeden lis spogląda za nimi, łykając ślinkę. Czy mu się kiedyś uda?
Na łące jest rosa i chłodny powiew ciagnie od trzcin. Hurra! Przeskoczyłem rów! Nawet nie nalało się do butów. Teraz szybko w znajome miejsce, którędy gęsi powinny przelatywać. Dochodzimy jak najbliżej jeziora i dokładnie maskujemy się w trzcinach. Dnieje. Jesienny wiaterek przeciąga po trzcinach wywołując dreszcze. Ale nic to! Slucham z ot-wartymi ustami i nagle jest! Wyraźne gęgnięcie i zaczyna się gadanina. Pewnie spierają się, gdzie dzisiaj polecieć. Jest coraz jaśniej i na jeziorze zaczyna się ruch. Słychać perkozy, łyski i kurki wodne.
Pst-pst-pst – to parka kaczek przeleciała niedaleko i już startują szpaki. Z szumem i świstem leci całe stado. Ale uwaga! Głośne gęgnięcie. Drugie, trzecie i nagle grzmot tysięcy skrzydeł, ogłuszające gęganie i serce skacze do gardla: gdzie polecą? Lecą, lecą! Coraz bliżej, cała chmura, tysiące. Zalewa nas kakofonia dźwięków. Strzał! Gęś wali się w dół aż ziemia jęczy. Biegnę i szukam, rozgarniam trzciny i trawy. Jest! Śliczna szara gąska. Nasza! Trochę jej szkoda. Taka ładna… Ale tysiące, tysiące poleciało zdrowo. To jakby piękny dar natury za trudy, emocje… Coś szepcze – ciesz się, smakuj zwycięstwo! Ale nie pragnij zbyt wiele…
I znowu stoję przy trzcinach, takich jak wtedy tamte… Lecą dzikie gesi chociaż wszystko przemija i nie ma już tamtych dni. Trzciny kłaniają się poruszane wieczorną bryzą. Jesienne słońce zanurza się prawie w spokojnej tafli jeziora. Już pierwsze klucze ciągną wysoko na wieczorny wypoczynek. Wszystko przemija, ale gęsi ciągną, a słońce jak zawsze zanurza się w jeziorze i nie ma już tamtych dni.
Stoję urzeczony pięknem purpury i czerwieni rozlewających się po wodzie i bijących łuną w niebo.
Słońce już się schowało i bledną barwy zachodu. Szpaki znowu zaszumiały w powietrzu i psyknęły skrzydła krzyżówek. W trzcinach chlupoczą dziki poczynając sobie coraz śmielej w nadchodzącym zmierzchu. Uwaga! Metaliczne gęgnięcie. Lecą! Za wysoko. Jeszcze jeden klucz i jeszcze. Nagle wprost z jeziora leci na mnie mały klucz. Czemu w tę stronę? Już prawie ciemno. Celuję do drugiej, wyprzedzenie i – gęś spada mi pod nogi! Ale zaraz, przecież nie strzelałem! Kilkadziesiąt metrów dalej stojący mój syn szybciej ”skonsumował” to wieczorne danie myśliwskie i takim mnie uraczył prezentem!
No cóż, pomyślałem sobie, rów dawno już przeskoczył… Emocje, trudy, przeżycia i dary natury – niech wzbogacą te nasze dni. Żeby nie odeszły zapomniane. Żeby warto było żyć.