Dodane przez Bartłomiej Obecny

Był kiedyś w naszym kole łowieckim miły kolega, zaciągający nieco z wileńska miłośnik psów, a miał ich kilka. Raz był to foksterier, raz wyżeł, a wszystkie miały jedną wspólną cechę – imię ”Trop”.

     Ostatni Trop był pięknym wyżłem, ale niestety nie najmądrzejszym. Swoim zachowaniem powodował różne komiczne sytuacje, a właściciela doprowadzał do pasji, co nie zawsze się dla niego (Tropa) dobrze kończyło.

     Podczas polowania na kuropatwy Trop nie tylko nie potrafił wystawić zwierzyny, ale płoszył stado i biegł za nim nieprzytomnie utrudniając strzał. Do każdej strzelonej sztuki biegli na wyścigi myśliwy i Trop. Pies bowiem nie tylko nie aportował zwie-rzyny, ale dopadłszy pożerał na miejscu.

     – Psia jego mać! – zauważał właściciel nie bez racji i krzyczał: – Truoop! Truoop! Do nogi! – Ale gdzie tam…

     Któregoś razu tak się kolega nasz zdenerwował, że ”przyłoił” biednemu Tropowi z dużej odległości cieniutkim śrutem. Pies przerwał pogoń za kuropatwami, siadł na ziemi i nastroszył uszy spoglądając w kierunku strzału. Z trawy widać było tylko kufę z komicznie nastroszonymi uszami i zdziwionym spojrzeniem. Myślał. Może nareszcie coś zrozumiał?

     Innym razem polowano na kaczki i właściciel Tropa szedł brzegiem, a za trzcinami posuwał się pomocnik w chybotliwej łódeczce odpychając się żerdzią od dna. Myśliwy nie dał się namówić na wyprawę łódka co okazało się poniekąd słuszne, ale o tym za chwilę. Trop buszował w trzcinach, a spło-szone kaczki zawracały w stronę brzegu widząc pomocnika na łódce. Po strzałach Trop o dziwo zaaportował kaczkę, ale przyszło mu do głowy zanieść ją do łódki zamiast na brzeg.

     -Truoop! Truoop! – krzyczał właściciel, ale Trop z kaczką w kufie wziął kurs na łódkę.

     – Nie umiem pływać! – krzyczał pomocnik. – On mnie wywróci!

     – Truoop! – przywoływał psa właściciel, ale Trop zapatrzony w łódkę pracował w wodzie mocno łapami i – bulbulbul! Bul-bulbul! – był coraz bliżej.

     No i stało się tak, jak przewidywaliśmy. Trop próbował wdrapać się na burtę, łódź przechyliła się, nabrała wody i poszła na dno razem z wrzeszczącym pomocnikiem. Na szczęście nie było głęboko i pomocnik stał, ciągle w łódce spoczywającej teraz na dnie, a woda sięgała mu do szyi.

Właściciel pochwalił psa: – nu, psia jego mać, jednakowoż kaczkę zaaportował. Nu, może troszeczku nie tam, gdzie trzeba, ale zaaportował!

     O, psia jego mać!…

Możliwość komentowania została wyłączona.


Wydrukowano w dniu: 2024-05-09 04:12:15 GMT